poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Conil de la Frontera – nasze miejsce w Andaluzji

Przy okazji planowania najbliższych wakacji, jedną z rozważanych opcji była ponowna wizyta w Andaluzji. Ostatecznie wybraliśmy inny kierunek, ale gdyśmy mieli wrócić w tamte rejony Hiszpanii to zdecydowanie byłoby to Conil de la Frontera

Wyobraźcie sobie typowe hiszpańskie, białe miasteczko – nie za duże i nie za małe. Ot, takie w sam raz na spędzenie idealnych wakacji :-) Spokojnie znajdziecie tam przytulną knajpę, plac zabaw, czy większy sklep, w którym można zrobić zakupy za rozsądne pieniądze. Wielkim atutem jest też cudowna, przeogromna, piaszczysta plaża, a także kilka urokliwych mniejszych plażyczek do których w parę chwil można dojechać samochodem, ponieważ znajdują się albo w niedalekiej okolicy albo na obrzeżach samego miasteczka. Conil de la Frontera to miejsce, gdzie wypoczywają głównie Hiszpanie. Nie ma tu ogromnych hoteli, które – tak jak na Costa del Sol – potrafią oszpecić wybrzeże.

Opisywana miejscowość to także dobra baza wypadowa do zwiedzania innych ciekawych miejsc. Będąc w Conil de la Frontera zrobiliśmy wycieczkę na Gibraltar, do Rondy oraz Setenil de las Bodegas. Każde z nich jest warte zobaczenia, przy czym Rondę i Setenil proponujemy połączyć, ponieważ miejscowości te leżą w pobliżu. 

Trochę żałujemy, że nie podjechaliśmy do Kadyksu, który znajduje się tuż obok oraz mekki surferów, czyli Tarify. Cóż, przynajmniej mamy kolejny powód, by wrócić do naszego Conil.

Sprawdźcie też nasz wcześniejszy wpis z informacjami praktycznymi na temat Andaluzji z dzieckiem

Piękna plaża przy klifach Conil de la Frontera

Przytulna knajpka w Conil de la Frontera

Mała plaża w Conil de la Frontera

Conil de la Frontera

Plaże w Conil de la Frontera

Romantyczne Conil de la Frontera



wtorek, 11 kwietnia 2017

Pomysł na Anglię z dzieckiem

Zorganizowanie wycieczki na Wyspy Brytyjskie w obecnych czasach to przysłowiowa bułka z masłem. Prawie z każdego większego miasta Polski można za niewielkie pieniądze dolecieć do Londynu. A to przecież serce Anglii. A co więcej – zarówno w stolicy Wielkiej Brytanii jak i w okolicach (bliższych lub dalszych) jest sporo atrakcji, które powinny przypaść do gustu zarówno rodzicom jak i ich pociechom. A że idzie wiosna, to warto zaplanować sobie taki wypad.

Tower Bridge w Londynie

Nasz wyjazd na Wyspy odbył się w drugiej połowie września 2016 r. Poniżej informacje o kilku ciekawych miejscach, które warto odwiedzić z dzieckiem.

Londyn
To miasto można potraktować nawet jako jedyny cel wyjazdu do Anglii. Jest tam tyle interesujących rzeczy do zobaczenia, że nikt nie powinien się nudzić. Co zobaczyliśmy w trakcie naszej wycieczki?
  • Tower of London – to akurat takie małe (no dobra – całkiem spore, zwłaszcza po obejrzeniu serialu The Tudors) marzenie moje i Iwony, ale i Eryka zaraziliśmy chęcią zwiedzenia tego symbolicznego miejsca. Zwłaszcza, że chłopak cały czas miał tzw. fazę na film Auta. A w Tower można zobaczyć m.in. insygnia królewskie oraz charakterystycznych żołnierzy królowej. Dla syna była to zatem kontynuacja zwiedzania Londynu śladami Aut 2 (patrz: poniżej), gdzie jak pewnie niektórzy z Was wiedzą, odbywał się ostatni wyścig w ramach World Grand Prix. Cena dość powalająca - 28 funtów / dorosły, na szczęście 4 - letnie dziecko wchodzi za darmo.
  • Muzeum Historii Naturalnej – świetne miejsce, do tego zwiedzanie nic nie kosztuje. Koniecznie trzeba zobaczyć salę z „żywym” Tyranozaurem, dzieciaki będą pod wrażeniem. Ale atrakcji jest dużo, dużo więcej.
  • Spacer śladami bohaterów Aut 2 – jeśli Wasza pociecha uwielbia ten film, to macie świetny patent na zorganizowanie wycieczki po Londynie, która sprawi, że dziecko na jakiś czas przestanie marudzić, że bolą je nogi ;-) W ten sposób zobaczycie Big Bentlya ;-) (czyli carsową wersję Big Bena) oraz Pałac Buckingham. A jak już będziecie przy Bentleyu to i Parlament będzie można obejrzeć (Parlament of Westminster), fotkę z policjantem zrobić, a także rzucić okiem na Opactwo Westminster.
Big Ben w Londynie

Londyński parlament

Białe Klify obok Dover 
Jeśli tylko pogoda dopisze, warto się tam wybrać na urokliwy spacer po klifach. Widoki niesamowite. Zupełnie inna Anglia. Uwaga - wózkiem tamtędy raczej nie przejedziecie.
Będąc w pobliżu warto też uwzględnić wizytę w Dover Castle. My niestety nie byliśmy (widzieliśmy tylko z drogi), ale zamek prezentuje się jak siedziba szeryfa z Nottingham z kultowego „Robin Hooda” z Michaelem Praedem.
Białe Klify

Białe Klify

Canterbury
Gdy w Anglii rządził sławny król Henryk VIII z dynastii Tudorów, Canterbury stało się głównym biskupstwem Kościoła Anglikańskiego. Niestety wejście do Katedry Canterbury jest odpłatne – za tę przyjemność trzeba zapłacić 12 funtów / dorosły (dziecko do 5 roku życia wchodzi za darmo). My się nie zdecydowaliśmy, ale za to gorąco polecamy pokręcić się po historycznym centrum miasta. Świetny klimat!

Widok na Katedrę w Canterbury

A może studia na Oxfordzie?
Miasto, dzięki uniwersytetowi słynne na cały świat. Jest idealne na leniwy spacer, podczas którego będziecie mogli poczuć klimat starej Anglii.

Oxford w Anglii

Oxford

piątek, 31 marca 2017

Lanzarote - informacje praktyczne

Lanzarote to pierwsza i póki co jedyna z Wysp Kanaryjskich, które mieliśmy okazję do tej pory odwiedzić. Z całą pewnością możemy jednak stwierdzić, że to dopiero początek naszej przygody z tym rejonem Hiszpanii.

Marsjańskie widoki w Parku Timanfaya

Lanzarote, podobnie jak pozostałe wyspy archipelagu, można zwiedzać o każdej porze roku, temperatury są przyjemne. W marcu, a więc wtedy, gdy my byliśmy, wynosiły one ok. 20 – 23 stopni. Czasami może trochę wiać, ale wtedy zawsze warto przypomnieć sobie, że w tym samym czasie w Polsce jest dużo chłodniej.

Przelot
Są co najmniej trzy opcje, by dostać się na Lanzarote z Polski:
  • Bezpośredni lot samolotem czarterowym (tę opcję wybraliśmy – koszt w naszym przypadku to ok 600 zł za osobę, w tym bagaż rejestrowany w cenie - bilety kupione na stronie TUI)
  • Bezpośredni przelot na trasie Katowice – Lanzarote (linie Wizzair)
  • Przelot kombinowany z przesiadką np. w Londynie
Poruszanie się po wyspie
Najlepszym wyborem będzie wypożyczenie samochodu. Spokojnie możemy polecić wypożyczalnię CICAR, gdzie samochód klasy fiata punto można zamówić za ok. 130 euro / tydzień (mieliśmy szczęście i zamiast zamawianego auta dostaliśmy Opla Mokkę). Dzięki temu mamy pełną swobodę – możemy zwiedzić najciekawsze miejsca na wyspie, zrobić zakupy, wynająć apartament w mniej turystycznym miasteczku, itp. Ceny benzyny są porównywalne z tym w Polsce, stan dróg bardzo dobry, niesamowite widoki – gratis.
Po drodze widzieliśmy też autobusy oraz taksówki, ale niestety ciężko nam wskazać jak to wychodzi kosztowo i czy – w kontekście tych pierwszych – wszędzie da się dojechać.

Noclegi
Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się skorzystać z wynajmu mieszkania poprzez portal AirBnb (salon z kuchnią, dwie sypialnie, patio z widokiem na Ocean Atlantycki). Wybraliśmy wioskę Caleta de Caballo, naszym hostem był Ivan (polecamy!). Jej zaletą jest totalna cisza i spokój. Wadą to, że nie ma w niej żadnego sklepu ani knajpy (w tym celu trzeba udać się do pobliskich miasteczek – La Santa albo Soo, odległość to ok. 2 – 3 km). Samochód jest zatem niezbędny. Cena za wynajem to ok. 1300 zł / tydzień.

Jedzenie
Najlepsza opcja to mix gotowania własnego i stołowania się w restauracjach. Zakupy na Lanzarote najlepiej robić w sieci Mercadona albo Hiperdino - duży wybór, a ceny zbliżone do tych, które znamy z Polski (niektóre rzeczy jak choćby wina dużo taniej). Przykładowe ceny:
Ser żółty (300 gr) - 1,30 euro
Chorizo (200 gr) - 1,40 euro
Chleb - 1,20 euro
Piwo (6 x 0,33l) - ok. 3 euro
Sangria (1l) - ok 1 euro
Jeśli chodzi o restauracje to np. dwie pizze i picie dla każdego to wydatek ok. 20 - 22 euro. W tej cenie można też zrobić sobie syty mix tapas np. kanaryjskie ziemniaczki, sery z Lanzarote, picie dla 3 osób.

La Graciosa

Atrakcje Lanzarote
Park Narodowy Timanfaya – poczujecie się trochę jak na Księżycu albo Marsie. Wulkany, różne rodzaje i odcienie lawy oraz pyłu wulkanicznego, atrakcyjne zakończenie wycieczki w postaci pokazu z parującą wodą wlewaną do wnętrza ziemi (cały czas gorącej). Eryk był zachwycony. Dorośli – 8 euro, dzieci do 6 roku życia za darmo.

Park Timanfaya

Park Timanfaya

Park Timanfaya

Los Hervideros – tunele wydrążone w zastygłej lawie. Trzeba uważać, żeby się nie zmoczyć, czasami rozbijające się o skały fale są naprawdę silne. Bezpłatnie.

Los Hervideros

El Golfo – wulkaniczna plaża i jezioro Charco de los Clicos. Koniecznie trzeba wejść na punkt widokowy, a potem posiedzieć na lawowych skałach na plaży. A to wszystko bez konieczności wydawania nawet jednego euro.

El Golfo

El Golfo

Jardin de Cactus – dawny kamieniołom przerobiony na park kaktusów, gdzie można ich znaleźć ponad 1500. Jeśli Wasze dziecko zna przygody Zygzaka to warto poszukać tam tego kaktusa, w który wpadł, gdy ścigał się z Wójtek Hudsonem :-) Dorośli 8 euro, dzieciaki do 6 roku wjazd za darmo.

Jardin de Cactus

Jardin de Cactus

Cueva de los Verdes – jaskinia, jej przejście to ok. 1h. Zwiedzanie tylko z przewodnikiem. W środku co najmniej jedna rzecz Was zaskoczy :-) Dorośli 8 euro, dzieci do 6 roku życia za darmo.

Cueva de los Verdes na Lanzarote

Jameos del Agua – kolejna jaskinia, tym razem uatrakcyjniona przez lokalnego architekta, Cesara Manrique. Wewnątrz klimatyczna kawiarnia, do tego można popatrzeć na malutkie krabiki, a na koniec niespodzianka w postaci widoku iście karaibskiego. Wejście płatne – dorośli 8 euro, dzieci do 6 roku życia bezpłatnie.

Jameos del Agua na Lanzarote

Mirador del Rio – punkt widokowy i kawiarnia. Niesamowite widoki na pobliską wyspę La Graciosa. Wejście – 4,5 euro dorosły, dzieci do 6 roku życia za darmo.

Mirador del Rio i wyspa La Graciosa

Rejs na wyspę La Graciosa – bilety na prom (w obie strony – start z miasteczka Orzola) to 20 euro / osoba dorosła. Dzieciaki do 6 roku życia bezpłatnie.

Z atrakcji, których nie mieliśmy okazję sprawdzić, a na które wstępnie mieliśmy ochotę to Rancho Texas oraz rejs żółtą łodzią podwodną

piątek, 24 marca 2017

Plaże na Lanzarote

Wreszcie się udało :-) Pojechaliśmy na początku marca na Wyspy Kanaryjskie, a konkretnie na Lanzarote! Na początek może, by nieco rozruszać bloga, krótki subiektywny wpis na temat miejsc, gdzie warto się pojawić celem przyjemnego spędzenia czasu na błogim lenistwie, czyli parę słów o plażach.
  • Playa de Papagayo
Długo się zastanawiałem, którą z plaż powinienem uznać za mój numer jeden, ale wszystko wskazuje na to, że właśnie Papagayo. Dojazd na nią nie jest trudny, aczkolwiek nastawcie się na parę kilometrów jazdy drogą szutrową. Związana z tym niewygoda od razu pójdzie w niepamięć, gdy Wasz cel zostanie osiągnięty. Tuż obok jest bezpłatny parking, natomiast sam wjazd jest odpłatny (Playa de Papagayo jest częścią parku – bilet wstępu to 3 euro - stan na marzec 2017 r.). Plaża jest osłonięta klifami, co powoduje, że ewentualny wiatr nie powinien być aż tak bardzo uciążliwy. Piasek bardzo przyjemny, woda kryształ, od czasu do czasu fale (ale nie za wielkie), zarówno dorośli jak i dzieci powinni bawić się świetnie, czego chcieć więcej? Na miejscu są też dwie knajpy, gdzie można coś przekąsić.
Zresztą – sami zobaczcie:

Plaża Papagayo

Papagayo Lanzarote

  • Caleton Blanco
Do ostatniej chwili faworyt, ale jako, że Eryk jest wielbicielem fal, a tych na Caleton Blanco nie uświadczysz (a przynajmniej my ich nie odnotowaliśmy), dlatego wylądowała na drugim miejscu. Jest to plaża do której można się dostać jadąc w kierunku Orzoli, na miejscu jest bezpłatny parking. To co urzeka od razu to kolor wody – wygląda cudownie, jak z wymuskanego katalogu jakiegoś biura podróży. Co ciekawe Caleton Blanco to w zasadzie plaża utworzona w naturalnych zatoczkach powstałych na skutek kontaktu lawy z Oceanem Atlantyckim. Jest płytko, dlatego spokojnie można tu poszaleć z dzieciakami. Ważna uwaga – nie ma tu żadnych knajp ani sanitariatów, to po prostu super kameralne miejsce, gdzie można spędzić uroczo czas. Do tego dochodzi boski widok na Orzolę i fale poza zatoczką.

Caleton Blanco

Caleton Blanco Lanzarote

  • La Francesa
Lanzarote to niewielka wyspa, ale tuż obok niej znajduje się jeszcze mniejsza – La Graciosa. Atrakcją samą w sobie będzie już krótki ok. 20 minutowy rejs promem, natomiast na miejscu w zasadzie poza pięknymi widokami, znaleźć można… rewelacyjne plaże! Jako, że nie wypożyczaliśmy roweru (a tylko tak można się poruszać po wysepce, ponieważ nie ma tam dróg asfaltowych), postanowiliśmy się udać z przysłowiowego „buta” na jedną z najbliższych, czyli właśnie :a Francesa. Co nas czekało na miejscu? Z uwagi na rozmiar plaży, w zasadzie można powiedzieć, że każdy ma dla siebie ogromną przestrzeń na wyłączność. Piasek cudowny, woda przez całkiem spory kawałek płytka. No i te widoki na Lanzarote – szczęka opada. Trzeba tylko uważać, ponieważ w wodzie jest sporo kamieni, a czasami w zależności od tego czy jest odpływ czy przypływ, także zaschnięta lawa, przydać się mogą zatem buciki do pływania.

LA Francesa

  • Playa de Famara
6 km piaszczystej plaży chyba podziała na wyobraźnię każdego z Was. Do tego przeogromne klify tuż obok. Po prostu trzeba to zobaczyć. Playa de Famara znajduje się tuż obok miasteczka Caleta de Famara (parkować można za darmochę wzdłuż odchodzącej drogi). Z uwagi na mocniejszy wiatr jest to plaża idealna dla surferów, ale jeśli nieco potężniejsze fale nie są Wam straszne, to można nieźle się tu pobawić. Co prawda flaga przez cały nasz wyjazd była czerwona (na samej plaży byliśmy tylko raz, ale dość często przejeżdżaliśmy obok), jednak niemal każde dziecko (dorosły pewnie też) będzie w siódmym niebie mogąc bez przerwy uciekać przez nadciągającymi raz za razem falami.

Plaża Famara

piątek, 22 lipca 2016

Andaluzja - początek (informacje praktyczne)

Trzy tygodnie urlopu, istne szaleństwo – najczęściej słyszeliśmy właśnie taki tekst, gdy po raz pierwszy opowiedzieliśmy o naszych planach rodzinie i znajomym. Teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że te 21 dni to na Andaluzję zdecydowanie… za mało! 
Wróćmy jednak do genezy, a ta sięga zamierzchłych czasów, jeszcze gdy na świecie nie było Eryka. Południe Hiszpanii to nasze prawdziwe marzenie. Odkąd sięgam pamięcią, chcieliśmy zobaczyć Alhambrę i inne cuda arabskiej architektury, których naprawdę sporo można odnaleźć w Andaluzji. Do tego dochodzi jeszcze perspektywa odpoczynku – czy to nad Oceanem Atlantyckim, czy też nad Morzem Śródziemnym.
Gdy bodaj w czerwcu 2015 r. zdecydowaliśmy, że kolejny rok to będzie rok Andaluzji, nie było już odwrotu. Teraz albo nigdy!
Conil de la Frontera

Małpy z Gibraltaru

Plan podróży
Od początku wiedzieliśmy, że obowiązkowo będziemy chcieli na parę noclegów zatrzymać się w trzech miastach. Chodzi oczywiście o Sewillę, Granadę i Cordobę. Ostatecznie ta ostatnia została wykreślona z listy must see (przynajmniej mamy powód, by jak najszybciej wrócić na południe Hiszpanii), ponieważ uznaliśmy, że 6 noclegów, które chcieliśmy poświęcić na city break to jednak trochę mało na tyle ciekawych miejsc. No dobra, skoro miasta ustalone, to teraz trzeba było pomyśleć nad miejscowościami leżącymi przy plażach. Costa del Sol – im dłużej czytałem o tym wybrzeżu, tym bardziej  byłem rozczarowany. Wielkie kurorty pełne żądnych słońca turystów, głośne imprezy, betonowe hotele i ścisk na plaży – nie brzmi ciekawie. Na szczęście nie jest tak źle. Wystarczy trochę poczytać i można znaleźć spokojniejsze miejsce. W naszym przypadku była to Nerja. Ale prawdziwym hitem (piszę to już z perspektywy zakończonych wojaży po Andaluzji) okazało się Costa de la Luz. To wybrzeże ciągnie się mniej więcej od Gibraltaru w kierunku granicy z Portugalią. Jakże różni się ono od Costa del Sol. Przede wszystkim jest dużo spokojniej, mniej komercyjnie i bardziej hiszpańsko (na wybrzeżu tym bardzo często wakacje spędzają Hiszpanie). W zasadzie spokojnie możecie wybierać niemal każdą miejscowość znajdującą się pomiędzy Tarifą a Conil de la Frontera i nie będziecie żałować. My wybraliśmy to ostatnie miasteczko i co tu dużo mówić, cały czas wspominamy przy różnych okazjach – „tęsknię za Conil…”.

Nerja

Konkrety
Żeby ogarnąć to co zaplanowaliśmy konieczne było wypożyczenie samochodu. Tu gorąco polecam wypożyczalnię Marbesol (samochód wzięty z lotniska w Maladze i tam też oddany). Trzy tygodniowe wypożyczenie to koszt 300 euro (w opcji all inclusive, czyli z pełnym ubezpieczeniem – bez wkładu własnego z możliwością wjechania na Gibraltar i do Portugalii + wliczony już w tę kwotę fotelik dziecięcy). W tej cenie otrzymaliśmy niemal nową Skodę Fabię z licznikiem wskazującym ledwie półtora tysiąca przejechanych kilometrów.
A żeby w ogóle myśleć o samochodzie, wpierw trzeba utrafić bilety lotnicze w akceptowalnej cenie. Z Warszawy do Malagi lata dwóch przewoźników – Ryanair i Norwegian (można też szukać lotów czarterowych). Nam udało się upolować bilety w tej pierwszej linii lotniczej. Koszt uwzględniający dwa bagaże rejestrowane (nadawane do luku) – każdy do 20 kg (+ standardowo wliczone w cenę bagaże podręczne o wymiarach 55 x 40 x 20 cm) to 2070 zł.

Alhambra

Skoro transport mamy ogarnięty, czas rozejrzeć się za hotelami. Tu jak zwykle naszym sprzymierzeńcem jest nieoceniony serwis booking.com. A zatem:
Conil de la Frontera – Hotel Diufain (8 noclegów) – 2094 zł
Sewilla – Hotel Plaza Santa Lucia (3 noclegi) – 844 zł
Granada – Hotel Molinos (3 noclegi) – 929 zł
Nerja – Apartamentos Chimenea – Playa (6 noclegów) – 1876 zł
Malaga – Hotel Holiday Inn Express (1 nocleg) – 335 zł
Oczywiście można znaleźć tańsze noclegi (droższe oczywiście też), ale nam zależało na obiektach dobrze umiejscowionych – czy to względem plaż, czy miejsc do zwiedzenia w miastach, a i podróżując z małym dzieckiem, chcieliśmy wypoczywać w komfortowych warunkach.

Giralda - Sewilla

Gibraltar

Odwiedzone miejsca (godne polecenia), gdzie musieliśmy zapłacić np. za bilet wstępu
Gibraltar (wjazd i zjazd kolejką Cable Car) – 33,50 funtów
Ronda (muzeum i arena corridy) – 14 euro
Isla Magica w Sewilli (wraz z wejściówką do Aqua Magica) – 54 euro (dziecko do 3 lat wchodzi za darmo)
Katedra Najświętszej Marii Panny + Giralda (Sewilla) – 18 euro (dziecko wchodzi za darmo)
Alkazar (Sewilla) – 19 euro (dziecko wchodzi za darmo)
Metropol Parasol (Sewilla) -  2,70 euro (dziecko wchodzi za darmo)
Seville Aquarium (Sewilla) - 30 euro (dziecko do 3 lat wchodzi za darmo)
Alhambra (Granada) – 30,80 euro (najlepiej rezerwować z wyprzedzeniem przez Internet) (dziecko wchodzi za darmo)
City Train (Granada) – 16 euro (dziecko wchodzi za darmo)
Muzeum Inkwizycji (Granada) – 5 euro 
Cueva de Nerja (Nerja) – 20 euro (dziecko wchodzi za darmo)
Tivoli World (Benalmádena, Málaga) – ok. 60 euro

Ronda

piątek, 1 stycznia 2016

Podsumowanie 2015 r. i plany na 2016 r.

Pod względem podróżniczym miniony rok okazał się całkiem dobry. Sezon podróżniczy rozpoczęliśmy na początku kwietnia krótkim wypadem do Budapesztu. Było to dla nas interesujące przeżycie, głównie z uwagi na zbuntowanego 3 – latka, jakim okazał się na tym wyjeździe Eryk. Na szczęście Budapeszt to jedno z tych miast, które uwielbiamy i pewnie jeszcze nie raz je odwiedzimy.


Początek czerwca to z kolei tygodniowe wakacje na Majorce. Gdyby nie to, że Eryk złapał na tym wyjeździe grypę żołądkową, to byłaby to nasza najfajniejsza podróż 2015 r., bo Paguera i sama wyspa są cudowne.


W minionym roku rozbiliśmy wakacje na dwie części – tydzień to wspomniana wcześniej Majorka, a potem, w lipcu, postanowiliśmy dać szansę naszemu polskiemu Bałtykowi. Karwia, bo właśnie tam się udaliśmy, to pierwsza wielka miłość naszego 3 – latka (pozdrowienia dla Natalii :-), co oznaczało całą masę wspólnych zabaw na plaży i w morzu oraz odwiedziny niesamowitego Sea Parku w Sarbsku. 


Sezon wakacyjny zamknęliśmy dokładnie w ostatni weekend sierpnia - w Szczyrku. Cały czas miło wspominamy wjazd wyciągiem krzesełkowym na Skrzyczne.


Rok 2015 zamknęliśmy podobnie jak go otwieraliśmy, czyli city breakiem. Tym razem jednak był to wyjazd bez Eryka. Na początku października mieliśmy okazję zobaczyć słynną Barcelonę i byliśmy naprawdę oczarowani. Klimat miasta, dzieła Gaudiego i patatas bravas – po prostu musimy tam wrócić, może następnym razem z synem?


A co w 2016 r.? Wygląda na to, że wyjazdów będzie mniej, a to za sprawą próby realizacji kolejnego z naszych marzeń – zwiedzenia Andaluzji. Szykujemy się na 3 – tygodniowe wakacje, podczas których chcemy i wypocząć (Costa de La Luz, Costa del Sol) i pozwiedzać (Sewilla, Granada). Ale to dopiero na przełomie maja i czerwca. 
Czy będzie coś jeszcze? Pewnie tak, bardzo byśmy chcieli ponownie odwiedzić Beskid Śląski, a także zorganizować jakiś city break. Zobaczymy jakie będą promocje na bilety lotnicze i gdzie dane mi będzie jeździć w delegacje.


Wszystkim naszym Czytelnikom życzymy udanego Nowego Roku!

sobota, 19 grudnia 2015

Z wizytą w Turcji (wrzesień 2014 r.)

W Polsce zrobiło się już całkiem chłodno, ciuchy zimowe już od jakiegoś czasu zastąpiły letnie. To wszystko nastraja do wspomnień, zwłaszcza tych, które wiążą się z piękną pogodą i ciepłym morzem. W 2014 r. w sumie nie wiedzieliśmy czy uda nam się gdziekolwiek wyjechać z uwagi na inne plany, które angażowały nas finansowo. Ostatecznie się udało i rzutem na taśmę zdecydowaliśmy się po raz pierwszy skorzystać z oferty last minute. Jako, że mieliśmy mocno ograniczony budżet, wybieraliśmy pomiędzy Grecją a Turcją. Jako, że tę pierwszą znamy dość dobrze (byliśmy tam w sumie trzy razy, raz w Grecji kontynentalnej, a dwukrotnie na wyspach), wybór padł na Turcję, której jeszcze nigdy nie odwiedzaliśmy. 

Plan mieliśmy minimalistyczny – przede wszystkim relaks z Erykiem na plaży, a do tego wypożyczenie samochodu na jeden dzień, by odwiedzić starożytne Side oraz – za przewodnikiem Bezdroży – najlepiej zachowany teatr w basenie Morza Śródziemnego, czyli Aspendos. Oprócz tego na naszej liście must see znalazła się też Alanya. Od razu mogę powiedzieć, że plan został w 100% zrealizowany.

O hotelu Atlas Beach (miejscowość Konakli) nie ma się co rozpisywać. Sam w sobie był całkiem ok, ale zdecydowanie wolimy mniejsze, bardziej kameralne miejsca. Co więcej – po tym wyjeździe stwierdziliśmy, że to chyba najwyższy czas, by zacząć organizować sobie wakacje już w 100% samodzielnie (choć wiadomo - nigdy nie mów nigdy). 
To co warto odnotować to całkiem fajny basen i dwie zjeżdżalnie, uruchamiane w godz. 10:00 i 16:00. Nie mogliśmy też narzekać na obsługę w restauracji oraz samo jedzenie, które było naprawdę dobre. Niestety były i wady – hotel zlokalizowany jest obok sporej szosy biegnącej wzdłuż wybrzeża, a tuż obok jest jeszcze jeden obiekt – Timo Hotel, o którym bym pewnie w ogóle nie wspominał, gdyby nie to, że codzienne wieczorne dyskoteki i turecki animator drący się po rosyjsku były słyszalne aż do godz. 23:00. Pewnie podczas wyjazdu bez Eryka nie zwracalibyśmy na to uwagi, ale z małym dzieckiem to trochę inna sytuacja. Gdyby ktoś kiedyś myślał o tym hotelu – warto brać pokój z widokiem na basen. Na pewno ciszej i spokojniej.

Konakli

Samochód wypożyczyliśmy w lokalnej wypożyczalni poprzez recepcję hotelową. Wiele osób odradzało nam auto z uwagi na, delikatnie rzecz ujmując, specyfikę kierowców tureckich. Nie potwierdzam tego, przynajmniej jeśli chodzi o jazdę poza miastami. Być może w nich rzeczywiście jest ciężko, ale nie dane mi było tego sprawdzić na własnej skórze ;-)
Benzyna jest trochę tańsza niż w Polsce. Co ciekawe, jak powiedziałem pracownikowi stacji gdzie chcę dojechać i co zobaczyć, tak wymierzył mi paliwo, że wróciliśmy na styk. Trochę stresu było, ale okazało się, że tankujący auto wiedział co robi. To się nazywa precyzja :-)

Side
Wraz z żoną jesteśmy zgodni, że starożytne Side to naprawdę urocze miejsce. Są tam oczywiście zabytki, gdzie trzeba zakupić bilet (np. teatr), ale akurat tę atrakcję sobie odpuściliśmy, choćby z tego względu, że pozostałości z czasów greckich i rzymskich są tam wszechobecne. Na tyle nawet, że niektóre restauracje mają poustawiane stoliki wśród ruin. Wygląda to dość niesamowicie.
Zwiedzając Side, na uwagę zasługują przede wszystkim świątynia Apolla (jak widać na zdjęciu poniżej, Erykowi też się spodobało) oraz Agora. Tak jak wspomniałem powyżej, nie byliśmy w teatrze, ale widzieliśmy go z daleka i wygląda bardzo okazale, więc wydaje się, że też warto tam wejść.

Side

Side

Side

Z innych atrakcji, które mogę polecić – na pewno sok z pomarańczy z domieszką granatu. W 2014 r. taka przyjemność kosztowała jedynie 1 euro . A jak już znudzi się Wam zwiedzanie, zawsze można skorzystać z plaży – te zlokalizowane w pobliżu starożytnego Side są raczej małe, w sezonie mogą być zatem zatłoczone. We wrześniu tragedii pod tym względem nie było.

Side

Side

Side

Side

Side

Aspendos
Co tu dużo mówić – amfiteatr robi ogromne wrażenie. Wejście jest płatne, ceny niestety nie pamiętam, ale nie była to kwota mała. W każdym razie warto zakupić wejściówkę. Co ciekawe, cały czas odbywają się tam różne imprezy kulturalne, głównie koncerty, które ogląda się tak jak to robili starożytni rzymianie.

Aspendos

W okolicy amfiteatru znajdują się także inne pozostałości – agora, stadion i akwedukty. My niestety tego już nie zobaczyliśmy, ponieważ najmłodszy uczestnik wycieczki dość wymownie protestował przeciwko dalszemu zwiedzaniu. Nie było zatem innego wyjścia jak tylko udanie się na parking i powrót samochodem do hotelu.

Alanya
Pomni przestróg dotyczących jazdy samochodem po mieście, Alanyę postanowiliśmy odwiedzić, korzystając ze słynnych tureckim dolmuszy, czyli małych autokarów, które kursują wzdłuż wybrzeża. Nie było żadnego problemu z wózkiem Eryka, kierowca od razu wysiadł i zapakował go do bagażnika, podczas gdy my zajęliśmy miejsca. To właśnie w dolmuszu poznaliśmy też bardzo sympatyczne małżeństwo Serbów, którzy wraz ze swoją 3 – letnią córeczką wypoczywali w Turcji. Na tyle udało nam się zgadać, że postanowiliśmy Alanyę zwiedzić wspólnie.
Z uwagi na dzieciaki i ich rydwany nie byliśmy w stanie zdobyć słynnych murów, ale pokręciliśmy się trochę w porcie i okolicach, a na koniec postanowiliśmy dać zarobić tureckiemu restauratorowi i przy zimnych napojach pogłębiać polsko – serbską znajomość.
Część zabytkowa wraz z portem to naprawdę dobre miejsce na spacer z dzieckiem. Mając nieco więcej czasu warto chyba skorzystać z oferty przepłynięcia się statkiem, zwłaszcza że wiele stojących tam jachtów / okrętów jest stylizowanych na historyczne albo znane z filmów krypy np. Czarna Perła z Piratów z Karaibów. Ceny raczej umiarkowane. 

Alanya

Podsumowanie
Turcja ma wiele do zaoferowania. Jeśli chodzi o zabytki to jest to istna kopalnia pozostałości po starożytnych Grekach i Rzymianach. Co ciekawe, wiele z nich jest naprawdę w doskonałym stanie. Bardzo byśmy tam kiedyś chcieli wrócić, czy się to uda, trudno powiedzieć biorąc pod uwagę trudną sytuację geopolityczną na Bliskim Wschodzie. Jedno jest pewne – jeśli się zdecydujemy, to szukać będziemy jakiegoś bardziej kameralnego miejsca. Dużym i głośnym hotelom mówimy stanowcze nie ;-)
Planując wakacje / wyjazd do Turcji sporo korzystaliśmy ze strony http://turcjawsandalach.pl/. Gorąco polecam, bo to prawdziwa kopalnia wiedzy o tym kraju!